Powrót do pracy
Niezmiernie trudno było mi ponownie wbić się w rytm pracy po zakończonym okresie bożonarodzeniowym. Między Świętami a Nowym Rokiem wziąłem sobie parę dni wolnego, dlatego łącznie odpoczywałem ponad tydzień w domu. Przez ten czas zdążyłem się najeść, nacieszyć rodziną, trochę wypocząć, ale też zupełnie odzwyczaić od chodzenia do pracy. Chyba nie zapomnę strasznego poniedziałku 5 stycznia, kiedy po dziesięciu dniach wstawania po 10.00 nagle musiałem obudzić się o 6.00 rano, by zdążyć do pracy. Moje zamroczenie spowodowane zbyt wczesną pobudką było na tyle duże, że dojście do siebie zajęło mi całe piętnaście minut i wymagało wzięcia zimnego prysznica. Zimna woda podziałała na mnie zbawiennie.
Do laboratorium dotarłem na czas, ale moja praca technologa Łomża pozostawiała wiele do życzenia. Nie mogłem poradzić sobie z najprostszymi zadaniami, wszystkie czynności wykonywałem dużo wolniej niż zwykle. Na szczęście tego dnia kierownik laboratorium miał wolne i nie musiał patrzeć na to, jak bardzo nie radzę sobie z zadaniami zawodowymi.
Efektywność pracy poprawiła mi się nieco po trzech filiżankach kawy i rozmowach z kolegami z laboratorium. Wszyscy śmiali się z mojego syndromu długiego urlopu, dlatego musiałem wziąć się za siebie i pokazać, że jestem w stanie wrócić do jako takiej używalności i na coś się przydać. To był bardzo trudny dzień.